25 kwietnia zakupiłem junaczka 122F, zrobiłem 30 km wokół komina przypominając sobie o co w tym biega (osiem lat na simsonie chyba wyrobiło pamięć mięśniową 🙂 zatrzymując się sięgam pod kolano szukając stacyjki)
W ostatni weekend spędziłem 4,5 godziny w siole (240 km, m. im. Jezioro Żywieckie, góra Żar, Babia Góra). Ciuchy tekstylne zdały egzamin (mimo słonka powietrze miało góra 10 stopni), motocykl też się spisał. Jechałem przez małe miasteczka i wioski (dopuszczalne prędkości 40-90 km/h), poza zabudowanym przez większą część czasu utrzymywałem prędkość 80-90km/h, na kilku prostych rozpędzałem do 100. Udało mi się też sprawdzić vmax (licznikowe 110) ale tak na prawdę nie ma sensu go tak kręcić ze względu na:
– małą stabilność (pewnie dlatego że jest dość krótki, ma wąskie oponki i prymitywne zawieszenie)
– przeszkadzający wiatr (nie mam owiewki za którą można się schować)
– czas rozpędzania 90-110 (i prawdopodobnie ogromne spalanie).
Jechało się wygodnie, raz tylko wystraszył mnie silny podmuch od ogromnego TIRa (już wiem że widząc takiego kolosa warto się uchylić i może zmniejszyć prędkość) ciekawi mnie jak by się zachował motocykl klasy 500-600.
Teraz będę robił mały przegląd śrubek i planuję kolejny wyjazd.