˙
Tak sobie myślę, że część z was, posiadaczy motocykli o pojemności 125 już doświadczyło pogardliwego wzroku ludzi posiadających „potworne pojemności” a mieniących się prawdziwymi motocyklistami. Znam to bardzo dobrze, najbardziej odczułem to jak przesiadłem się z zabytkowej WSK-i 150cc na Rometa Z125. Nagle przestałem być postrzegany na zlotach jak motocyklista. Nie ważne, miałem zabytkowy, odrestaurowany i unikatowy motocykl były ohy i ahy, mam chińskie 125 byłem dziwolągiem…zresztą nadal jestem, bo tylko „głupi” mając kategorię A jeździ 250-tką.
Skoro 125-tka nie jest motocyklem to ciekawe czy trójkołowiec będzie motocyklem? Przecież można je już prowadzić na kategorii B. I to bez ograniczeń mocy i pojemności…
Niestety myślenie ludzi ciężko zmienić, szczególnie tych, którzy należeli do, jak im się wydawało, elitarnej grupy ludzi mających kasę, bo stać ich było na hobby jakim jest motocykl. Na szczęście spotykam też wielu motocyklistów którzy odkryli w sobie tego prawdziwego motocyklistę, tego w sercu. Takich którzy to co zewnętrzne traktują jako dodatek do tego co przeżywają podczas jazdy motocyklem. Tych ostatnich jest wbrew pozorom całkiem sporo, choć mniej rzucają się w oczy.
Dla mnie jazda motocyklem ma wymiar wręcz duchowy, po kilkunastu kilometrach od domu troski powoli zaczynają odchodzić w najdalsze zakątki umysłu. Liczy się droga – zakręt, dodaję gazu, prosta, dohamowanie, znowu lekko gaz i znowu kolejny zakręt. Mijam brata motocyklistę – lewa ręka w górę w geście pozdrowienia i dalej przed siebie z uśmiechem na twarzy. Trochę dalej widzę że ktoś na poboczu dłubie przy quadzie. Zatrzymuję się – taką zasadę przekazał mi mój Dziadek też motocyklista, okazuje się, że potrzeba jakiś litr paliwa. Szukamy razem butelki w rowie, spuszczam paliwo. Quad odpala, uśmiech kierowcy bezcenny.
Po 30 kilometrach zaczynam się delektować okolicą, pięknem przyrody która mnie otacza. Mój węch staje się wyczulony na zapach lasu, jeziora czy kwitnącego łanu rzepaku. Wjeżdżając do lasu odczuwam chłód, wjeżdżając na nasłonecznioną drogę robi mi się ciepło. Mam wszystko na wyciągnięcie ręki, nie odgrodzony niczym zaczynam płynąć.. Zaczynam zadziwiać się Stwórcą tego wszystkiego. Wiem wtedy dokładnie, że świat został tak skonstruowany, że aby odczuwać radość nie potrzebuję rzeczy wyjątkowych. Mijając kolejne zakręty relaksuję się całkowicie, na twarzy pojawia się uśmiech. Zaczynam głaskać motocykl po baku.
Wieczorem docieram na spotkanie przyjaciół – motocyklistów, otwieram piwko, wrzucam kiełbaskę na grilla i słucham opowieści z drogi: kto co widział, komu co się przydarzyło, komu ile motocykl spalił, albo jakie ma opony.
Czy ważne wtedy jest jaki mam motocykl, albo jaką pojemność? Czy należę do elitarnego klubu Harleya czy może „tylko” do Klubu Chińskich Motocykli? Kluczem jest zrozumienie, że to nie maszyna determinuje bycie motocyklistą, a stan ducha. Że liczy się człowiek a nie zasobność jego portfela.
Tym dla mnie, jest bycie motocyklistą, oczywiście znajdą się tacy którzy uważać będą, że dopiero mając 600cc pojemności pod tyłkiem jest Się prawdziwym motocyklistą. Inni powiedzą że potrzeba litra i umiejętności własnoręcznego naprawiania swego rumaka. Ale czy wszyscy Oni naprawdę wiedza ile tracą kłócąc się o takie drobiazgi? Nie sądzę.
Zapraszam serdecznie do dzielenia się opiniami, czym dla was jest bycie motocyklistą.
LwG (Lewa w Górę) Beniamin
rawla
Jest jeszcze jedna grupa motocyklistów, tych prawdziwie prawdziwych.
Dawno ,dawno temu miałem kolegę, który pomykał motocyklem 125, była to honda. Wychwalał tę hondę pod niebiosa, był to najlepszy motocykl na świcie. Nigdy lepszebo nie kupię, po co? Wszem i wobec oznajmiał że z litra on juz dawno wyrósł i nie będzie robił A. Mocno krytykował tych, którzy posiadaczy motocykli 125 uważali za gorszych a siebie za kastę wybraną. Mówił tak, mówił, mówił przez cztery lata, aż pewnego dnia… zrobił kat A.
Od dnia,, w którym zdał egzamin upłybęło zaledwoe pól roku i … motocykle 125 już przestały być dla niego motocyklami a ci, którzy na b jeżdżą tym czymś, to… nie motocykle. To debile , głupcy i nie znają się na motocyklach….
Prawdzowi motocykliści…… no właśnie. Poziom kretynizu w naszym społeczeństwie jest duży.
Prywatnie mam dwa motocykle , mam kat A. W garażu stoi yamaha 600 i hyosung 125. I powiem Wam, że ten hyosung sprawia mi więcej radości, więcej przyjemnosci z jazdy. Dziwne nie? No ale ja nie jestem prawdziwym motocyklistom – na szczęście
Szmarju
No cóż, motocykle i samochody, chyba najbardziej angażują innych, w determinowanie statusu posiadacza. Tzn. statusu, w sensie możliwości finansowych, czy też potencjalnego prestiżu, szacunku itp. Pasja jest pomijana, aż w końcu ląduje gdzieś na końcu. Nic dziwnego, że wielu postrzega to wszystko przez pryzmat ciągłego porównywania się z innymi, dla własnych korzyści. Ja już kilka lat temu zdałem sobie sprawę, że jakakolwiek motoryzacja, zdominowana jest niestety przez dziecinne zachowania oraz całą masę idiotycznych sprzeczności. To wszystko jest w sporej mierze kwestią dojrzałości, której brakuje wielu ludziom (a im człowiek jest starszy tym bardziej to dostrzega, co w sumie jest naturalne, ponieważ prześciga dojrzałością niektórych ludzi). Motoryzacja musiałaby utracić status wyznacznika statusu (np. na rzecz sprzętu elektronicznego), a to jeszcze długo się nie zmieni.
Internet potęguje dzisiaj wszelkie postawy, więc również te negatywne, które mają zdecydowanie większy zasięg i poklask, niż wartościowe sprawy.
W kwestii dziecinady i sprzeczności, nadal większość, która posiada duży, drogi i mocny sprzęt, będzie gardziła resztą, głupkowato argumentując, jacy to oni są męscy i prestiżowi, a reszta to biedaki i ciapy życiowe. Tym czasem, chyba żadna normalna, dojrzała i prawdziwie męska osoba, nie czerpie przyjemności z porównywania się do słabszych, przecież to domena zakompleksionych tchórzy, ale motoryzacja jest niestety na to ślepa i głucha.
Tak samo jak większość posiadających klasyki będzie gardziła posiadaczami nowych sprzętów, bo przecież większość z nich ma się za wielkich pasjonatów i znawców, po co kupować nowe, jak można wyremontować stare i cieszyć się szacunkiem, zamiast się ośmieszać kupując coś nowego. Tym czasem, w kwestii szacunku, ci ludzie nie szanują wyboru drugiego człowieka, jakikolwiek by nie był, zero tolerancji dla preferencji innych ludzi, w zamian krótkowzroczność, ograniczone postrzeganie motoryzacji, ślepy fanatyzm.
Pierwsza dobra wiadomość jest taka, że gdy człowiek w końcu zrozumie z kim ma do czynienia, nie będzie powstrzymywał się od pasjonowania tym, co jest dla niego przyjemne. Nie można poddawać się chamstwu i głupocie.
Druga dobra wiadomość jest taka, że nigdy nie wiadomo jak życie może się potoczyć. Mógłbym tu podać kilka przykładów, ale nie chcę mi się rozpisywać. Ogólnie, coś, co jest dzisiaj obiektem pogardy, z czasem może stać się obiektem pożądania, znam takie przypadki, mało kto się tego spodziewał i dzisiaj wygląda to po prostu absurdalnie dziwnie, z mojego punktu widzenia – obserwatora.
Znaleźć normalnych ludzi którzy dzielą pasję (choć jest ich niewielu), a głupich i chamskich ludzi mieć w dupie, ponieważ życie naprawdę jest za krótkie, aby walczyć z takimi osobnikami i przejmować się ich kompleksami.
www
Takie dywagację to zwykłe pierdoły, jak każda próba definiowania tego co to jest niby „prawdziwe”. Mam motocykl bo tego chciałem i nie po to żeby mnie zaszufladkowano ale dla tego że mam ochotę na nim jeździć i to tylko tyle i aż tyle. Jeżeli ktoś odczuwa potrzebę przynależności do jakiejś grupy/ kasty/ elity to tylko jego problem, ja robię co chcę i kiedy chcę i nikomu nic do tego, pozdrawiam.
jas13
Znam miłego Pana właściciela PF125p z 1972r. Samochód ma silnik 2.0, wspomaganie kierownicy, zmodyfikowany układ hamulcowy, szeroki tylny most i zmodyfikowane wnętrze, a i koła aluminiowe z poldka. Mówił, że na zlotach często czepiają się jego pojazdu, ale gość wtedy zadaje im jedno pytanie ,”Jaki sens jest posiadać i jeździć autem, które ze względu na swoją konstrukcję tylko męczy kierowcę?” Do dnia dzisiejszego nikt z klubu klasyków nie umie na to pytanie odpowiedzieć.
Darek
A ja jeżdżę najczęściej na rowerze i u większości motocyklistów spotykam wyrozumiałość i atencję.Chyba każdy z nich wie ,że rower to starszy brat motocykla.
Wonrz
Beniamin pięknie napisał: „Dla mnie jazda motocyklem ma wymiar wręcz duchowy”. Dla mnie jest oczywiste, że przyjemna jazda na motocyklu to nie jest jazda szybka, wymagająca napiętej uwagi i nie dająca możliwości rozglądania się na boki, podziwiania okolicy i wszystkiego co się z tym wiąże. Wiatr, zapach, gra świateł i cieni itd. Normalna prędkość jazdy na motocyklu (dla mnie) zamyka się w przedziale 50 do 90 km/h. Mam kategorię A od połowy lat 80 i przejechałem na motocyklach niecałe 50 tys. km. Może to niewiele, miałem w tym długą przerwę, ale moje podejście do jazdy motocyklem się nie zmieniło. Kupiłem 125-kę ze względu na niewygórowane oczekiwania, miał być ładny, niezawodny, nowy i niedrogi, te wymagania mój motocykl spełnia bardzo dobrze. Schodząc do garażu patrzę na niego z czułością i zadowoleniem. W sezonie jeżdżę nim do pracy i na wycieczki dookoła komina, bocznymi drogami. Kilka miesięcy temu okazało się, że młody człowiek (no, taki dobrze po 30), z którym gram w amatorskim zespole, posiada odrestaurowanego pięknie Simsonka. 11 listopada odbyliśmy na naszych sprzętach wycieczkę, w sumie ponad 120 km z Rzeszowa do Grodziska Dolnego nad jeziorko i z powrotem. Było bardzo fajnie i postanowiliśmy razem pojeździć w przyszłym sezonie. Prędkość przelotowa około 60 km/h 🙂 ) Można ? Można, i jest fajnie. Według mnie, to jest właśnie motocyklizm ! Z tą różnicą tylko, że przyrodą delektuję się od razu a po 30 czy 40 kilometrach zaczyna mnie boleć zadek i trzeba zsiąść z rumaka w lesie i chwilę odpocząć. Mały motocykl ma jeszcze tę zaletę, że jest lekki, poręczny i zwrotny. Na koniec ciekawostka. Widziałem dziś na parkingu pod marketem mocno podniszczony motorower (Ranger Classic), popękana kanapa, ramki liczników pordzewiałe, zabłocony, obrotomierz z wybitą szybką zakryty folią, na liczniku było ponad 70 tysięcy km przebiegu. No trochę ten mały sprzęt przejechał. Na licznik popatrzyłem ze trzy razy, czy aby nie pomyłka, ale nie.
Michal30
Podpisuje się pod tym w 100 %. Poszło na fb do kilku grup motocyklowych.
jackskil@yahoo.pl
Najważniejsze że mam motor
e46
Moim zdaniem temat niepotrzebny. Trochę brzmi to, jak manifest posiadaczy mniejszych pojemności. Jeżeli komuś podnosi ego posiadanie w garażu dużego moto, to jego sprawa i często problem. Ciężki motocykl z dużym silnikiem wcale nie jest taki fajny. Ale do tego trzeba dorosnąć i często zmienić mentalność. Obecnie mam w garażu 750, 125 i 50. Każde z nich daje inny rodzaj emocji. Chociaż coraz częściej wybieram mniejsze moto, bo wokół komina i na bocznych drogach daje więcej frajdy, niż 200kg i 110 koni.
Mario cbf
Wtrace swoje 5 groszy …. Na 100 spotkanych motocyklistów 1to burak ktoremu Moto przedłuża tzw. męskość reszta to spoko goście czerpiący z jazdy czystą przyjemność:-) Pojemność nie ma znaczenia ma tylko do prędkości a ta potrzebna na torze z 2 strony po to są kategorie sport, turystyka każdy wybiera to co lubi .
PeterP
Jak dla mnie „Prawdziwym Motocyklistą” jest każdy, niezależnie od pojemności czy posiadanej marki jednośladu, dla którego motocykl nie jest jedynie narzędziem służącym do poruszania się z punktu A do B, a źródłem „funu”, pozytywnych emocji, i kupy radości.
Kamil
Jak dla mnie prawdziwy motocyklista to po prostu gość którego pasjonują właśnie proste rzeczy doznawane podczas jazdy motocyklem. Krętość drogi, widoki po drodze, odkrywanie coraz to nowszych dróg, nawet w okolicy, bo mimo zmęczenia np. po pracy chce się wracać do domu nie najkrótszą drogą, a właśnie jak najdłuższą możliwą. Ktoś to uważa że przygodę z motocyklem należy zacząć do min 600, sorry, najdelikatniej mówiąc, jest idiotą. Jeśli sam zaczynał od takiej pojemności to cud że żyje, a jak się chwali brakiem szlifów, to kłamie… to jak z milionerami, każdy zaczynał od zmywaka… Jak ktoś chce jeździć szlifierką proszę bardzo, a czy będzie miał 250 czy 1000 to już zależy od preferencji, generalnie wyśmiewanie pojemności jest rzeczą dla mnie niezrozumiałą, a jak ktoś tak robi to zwyczajnie nie ma pojęcia o czym mówi.
jas13
Kategoria prawa jazdy nie determinuje pojazdu jakim powinniśmy się poruszać. Stwierdzenie, że mając kat. A należy kupować 600cc+, to na tej samej zasadzie mając kat. B, powinno się zaczynać od 350Z lub Czajki.
Szkoda, że w kraju nad Wisłą zarówno auta jak i motocykle są często pojazdami do transportu buraków, co wpływa na słabą opinię w społeczeństwie.
Nie zastanawia mnie kompletnie czy jestem prawdziwym motocyklistą, czy nie, po prostu jak mam możliwość wsiadam na motocykl i jadę, a uzywanie gestu pozdrowienia uważam za oznakę dobrego wychowania, a nie przywilej zarezerwowany dla stetrycialych członków klubów motocyklowego żelastwa.
bsw
Ja nie jestem i nie chcę być prawdziwy. Bo za dużo w tym nadętej bufoniady. Motorek służy mi do dojazdów do pracy i załatwiania drobnych spraw po drodze – taniej, szybciej, sprawniej i przyjemniej niż każdym innym środkiem transportu. Tylko tyle i aż tyle.
Anonim
Nauczyłem się jazdy motocyklem w wieku 16 lat , a było to w 1976.Potem były dwie WSK 125 ,dwie MZ ETZ 250. A na końcu MZ ETZ 150.Niestety kilka wypadków spowodowało że przestałem jeździc motocyklem przez 31 lat.I teraz po tak długiej przerwie , w wieku 59 lat kupiłem maszynę o pojemności 750ccm i 76 KM.Dla mnie biker zawsze będzie bikerem , nie ważne czy jeździ 50 czy 1600. Liczy się ten feeling a nie to na czym się jeździ.
Mototocyklista gorszego sortu
A skuterzysta to tez motocyklista? Jakos jezdzac na kiblu nie zauwazylem tej motocyklowej aury. LWG do goscia mknacego na kiblu? No way! Najwyrazniej honor „prawdziwego motocyklisty” na to nie pozwala. Co ciekawe wystepuje rowniez a moze w szczegolnosci u gosci jezdzacych na podobnych pierdzipiedach do mojego. Wyglada na to ze motocyklizm to juz tylko mit.